niedziela, 8 lipca 2012

Fenomen Wakacyjnej Akademii Reportażu

Nawet najlepsi dziennikarze muszą czasami coś zjeść. Fot. Michał Olech


Co my tu robimy? Według programu – uczestniczymy w zajęciach rozszerzających naszą wiedzę o dziennikarstwie. Według mnie - …to nieco dłuższa historia.

Wakacyjna Akademia Reportażu, jej magia i fenomen tkwi przede wszystkim w ludziach. A wiadomo przecież, że wszyscy są różni i czego innego w innych szukają. Zacznę od gości, którzy do nas przyjeżdżają. Każdy ma wieloletnie, czasem nawet i kilkudziesięcioletnie doświadczenie. Jest mistrzem w swoim fachu i – przede wszystkim – wielkim człowiekiem. Prelegenci przyjeżdżając tutaj dzielą się z nami nie tylko swoją wiedzą, ale i sercem. Spędzamy z nimi wolny czas, bawimy się przy ognisku, czy grillu.

Myślę, że podziw i oklaski należą się przede wszystkim organizatorowi głównemu, czyli Frankowi (znanemu także jako Franciszek Piątkowski). Pomimo uciążliwego wirusa, który za nic nie chce się od niego odczepić, daje z siebie wszystko i jest z nami zawsze, gdy go potrzebujemy. Przed jego gabinetem, jak przed dziekanatem, cały czas ktoś czeka na swoją kolej. To tam rodzą się tematy naszych reportaży i odbywają się dłuższe rozmowy, takie o życiu. Pokój Franciszka to też znana i lubiana Izba Przyjęć, gdzie chorym podawane są „magiczne” ziółka.

W Siennicy Różanej nauczycielem dla innych może stać się każdy z uczestników. Przybywają tutaj osoby szukające... czegoś innego. Miejscowa aura pozwala na swobodne otworzenie się na świat, prowokuje do prowadzenia z innymi przemyśleń na tematy, nad którymi na co dzień nawet się nie zastanawiamy. Tutaj nic nas nie goni, wręcz przeciwnie – zachęca do głębszych refleksji. Myślę, że sprawia to, że chociaż wszyscy jesteśmy uczestnikami tej samej Akademii, to każdy odbiera ją we własny, unikalny sposób. Jak surrealisty obraz, który każdy interpretuje jak chce, a każdy opis jest słuszny.

Co my tu robimy według mnie? Poznajemy świat, innych i siebie.

Michał Olech

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz